Przejeżdżałem wieczorem nieznaną mi ulicą i już z daleka zauważyłem wielki, niesympatyczny gmach. Biła od niego dziwaczna różowa poświata, było zimno i mgliście. Minąłem go obojętnie. Kiedy na drugi dzień przejeżdżałem tamtędy ponownie, świeciło słońce. W tym samym miejscu stał olśniewająco kolorowy, atrakcyjny budynek. Cały w kolorowe paski. Jak wielka odmiana! Gdzieniegdzie widać jeszcze rusztowania, prace wykończeniowe w toku. Tym razem zatrzymałem samochód, a potem jeszcze kilka razy.
Zrobiłem tam małą kolekcję zdjęć, którą nazwałem „Świat jest w paski”. Kilka osób bardzo zauroczyło się tymi kolorowymi obrazkami. Tak jak Piotr Koralewski, właściciel Galerii „Trzecie Oko” w Krakowie, który po zobaczeniu ich zaproponował mi moją pierwszą indywidualną wystawę. Do tego dorzucę kilka nagród i wyróżnień w konkursach oraz udział w wystawach. Był to więc dobrze zainwestowany, w sumie niezbyt długi, czas.
Z zewnątrz budynek był już prawie gotowy. Zakładano ostatnie elementy obróbek blacharskich, widocznych było tylko kilku pracowników. Fasady wykonane z pasków blachy w różnych kolorach, wyglądało to surrealistycznie. Świeciło słońce, ale był spory mróz. Ręce marzły, to nie miało jednak znaczenia. Nie czuć tego na zdjęciach wcale. Kolory pełni lata w pełnym słońcu.
Kilka razy byłem podejrzewany o zbytnią manipulację przy tych zdjęciach. To prawda, że przypominają grafikę komputerową, że wyglądają sztucznie. I to jest właśnie ciekawe w tych zdjęciach. Ktoś zbudował sztuczny świat, ktoś inny go sfotografował, żeby właśnie tak sztucznie wyglądał. Więc czy ktoś tu kłamie?
Fotograf reporter / dokumentalista fotografuje świat jakim jest. Nie powinien ruszać z miejsca nawet jednego piksela swojego zdjęcia. Trwają do tej pory nierozstrzygnięte spory o akceptowalny zakres obróbki kolorystycznej zdjęć i o większej wartości zdjęć z pełnej klatki nad tymi kadrowanymi. Przypomina to spór o wyższości Świąt Wielkiej Nocy nad Świętami Bożego Narodzenia (czy ktoś jeszcze pamięta, kto ten spór przez wiele lat prowadził?)… Czy można ustawiać sceny, które później przedstawia się jako złapane na gorącym uczynku? Doiseneau odczuł ten dylemat mocno na własnej skórze… Kiedyś podejście do tego tematu było inne niż obecnie, teraz za manipulację można nawet stracić nagrodę w konkursie WPP.
Innym tematem jest wyższość zdjęć, których nie można wykonać ponownie nad zdjęciami, które każdy, wiedząc gdzie zostały zrobione, może powtórzyć. Oglądając zdjęcia np Tomasza Tomaszewskiego, Maćka Nabrdalika, Ernesto Bazana zastanówcie się, czy można te ujęcia powtórzyć, czy sami autorzy byliby w stanie zrobić je na nowo? Nie ma takiej możliwości. I to jest wielka wartość tych zdjęć, ich niepowtarzalność. Tomasz Tomaszewski uważa, że jeżeli ktoś stojący obok mógłby zrobić takie samo zdjęcie, to jest ono mało warte. A co dopiero możliwość powtórzenia ujęcia w dowolnym czasie. Przyznaję Tomaszowi rację. Ale to jest racja dotycząca tej konkretnej kategorii zdjęć.
Odbiór zdjęcia i jego percepcja jest rzeczą bardzo indywidualną. Jest wiele zdjęć wielu autorów, które uwielbiam, które, gdyby ktoś bardzo chciał, mógłby zrobić na nowo. Może miałoby to sens dla celów treningowych, ale w sumie po co? Autor skorzystał już ze swojego prawa pierwszeństwa.
Trzymając się sztywno zasady wyższości jednych zdjęć nad innymi można by powiedzieć, że „niepowtarzalne” zdjęcie z pracownikiem w żółtym kombinezonie otwierające ten wpis jest lepsze niż np piramida, którą przy sprzyjających warunkach niebieskiego nieba można by „podrobić”. Zgoda. Ale czy przez to automatycznie, niejako z definicji, jest to lepsze zdjęcie? Mam co do tego wątpliwości.
Jeżeli też miewacie takie wątpliwości, to zapraszam za tydzień, 29 kwietnia 2015. W zakładce „Moje teksty” pokaże się artykuł pod tytułem „Kryteria dobrego zdjęcia”. Nastawcie antenę RSS!
A na koniec bonus dla wytrwałych, tak to wyglądało naprawdę:
Comment
Tytus Grodzicki
Ach te paski. Świat różny jest i to bardzo piękne. Trzeba chcieć na niego patrzeć i zauważać, i znajdować swoje zachwyty.
A budynek całkiem fikuśny, a hotel w nim wygodny, bo blisko lotniska – wiem, bo korzystałem (a autor tego artykułu już skorzystał z prawa pierwszeństwa w doskonały sposób, więc tylko tam nocowałem) :)