Manipulacja w fotografii to ostatnio bardzo modny temat. Być może sprowokowały tę modę sensacyjne odkrycia faktu manipulacji zdjęć programami graficznymi przez Steva McCurry’ego, człowieka, który zawsze deklarował czystość, szczerość i prawdziwość swoich prac. A tu nagle okazało się, że prawda jest zupełnie inna. Jest to przykre i rozczarowujące, gdyż mamy do czynienia z jednym z najsłynniejszych żyjących fotografów świata, prominentnym członkiem Agencji Magnum. Dodatkowo jeszcze pojawiły się podejrzenia, że wiele jego zdjęć to były pozowane i ustawiane sytuacje, mające niewiele wspólnego z fotografią reporterską. Poczytajcie o tym tutaj. Zrozumiała jest frustracja osób, dla których McCurry był niedościgłym i doskonałym w każdym elemencie kadru wzorem. Ale teraz już wiemy, że jego doskonałość była fikcją, że trzeba było tej doskonałości pomóc odrobiną manipulacji.
Ale nie o tym chciałem. Dla mnie ciekawsza jest inna postać manipulacji, ta obywająca się bez photoshopowych sztuczek, a jeżeli już, to w ramach palety dopuszczalnych zabiegów, które nie wykluczą zdjęcia z jakiegoś ważnego konkursu fotografii prasowej. Chodzi mi o manipulację interpretacją zdjęcia, jego przesłaniem, narzuconą widzowi narracją.
Najsłynniejszym chyba przykładem w powyższej sprawie jest zdjęcie Eddiego Adamsa „Generał Nguyen Ngoc Loan rozstrzeliwuje więźnia Wietkongu na ulicy Sajgonu„. Fotograf uwiecznił na nim moment egzekucji; strzela znany z imienia i nazwiska generał, umiera bezimienny więzień. Zdjęcie, obok którego nie można przejść obojętnie, wywołuje gęsią skórkę i jeży włosy na głowie. Od razu stajemy po stronie ofiary, z odrazą odnosimy się do zabójcy. I tak też na nie zareagowała znaczna część Amerykanów, gdyż zdjęcie to stało się symbolem brutalności tej przez wielu uważanej za niepotrzebną wojny.
źródło: link
Obrazy wojny w Wietnamie przez wiele lat jej trwania sączyły się do świadomości obywateli USA i w znacznym stopniu pomogły w tworzeniu ruchu antywojennego. W tym kontekście rola zdjęcia Adamsa jest nie do przecenienia. Fotograf otrzymał za nie nagrodę Pulitzera i World Press Photo. I słusznie, bo jest to ważna fotografia, która wpłynęła na bieg historii. Ale skutkiem niejako ubocznym jej popularności był fakt, że znany z imienia i nazwiska generał, który po wojnie wyemigrował do USA, wielokrotnie odczuł pogardę i nienawiść z powodu swojego w tak spektakularny sposób uwiecznionego czynu.
Wydaje się więc, że wszystko jasne. Ikona fotografii, a przecież taki status posiada obraz Adamsa, musi mieć prosty i czytelny przekaz. Ale może potrzebne jest jakieś uzupełnienie, jakaś druga strona medalu? Proszę bardzo: ofiarą generała był Nguen Van Lem, agent Wietkongu, człowiek, który wcześniej tego dnia zabił wiele osób, wśród nich przyjaciela generała, pułkownika Nguyen Tuana wraz z całą rodziną. Więc egzekucja była po części aktem prywatnej zemsty. Generał strzelił wiedząc, że odpłaca zbrodniarzowi i będąc przekonanym o słuszności swojego czynu. Na zdjęciu Adamsa nie widać złożoności sytuacji, całego kontekstu, informacji dodatkowych. Bo zdjęcie nigdy nie pokazuje całej prawdy.
Nasuwa się jeszcze jedna refleksja. Czy gdyby nie obecność fotografa i kamerzysty (scena została również sfilmowana), to wszystko odbyłoby się tak, jak się odbyło? Może generał bez ich obecności zachowałby się inaczej? Nie możemy tego wykluczyć. Bo często obecność fotografów prowokuje sytuacje, jest na to aż nazbyt wiele dowodów.
Inny przykład, zdjęcie Kevina Cartera przedstawiające konające z głodu dziecko, na którego śmierć czeka widoczny w kadrze sęp. Zdjęcie wstrząsające, które również na zawsze pozostanie ikoną fotografii. Przesłanie jest oczywiste: zróbmy coś, żeby to dziecko uratować. Żeby uratować wszystkie głodujące dzieci świata. Obok takiego zdjęcia nie można przejść obojętnie.
źródło: link
Ale co to zdjęcie tak naprawdę pokazuje? Co było potem, kiedy fotograf już je zrobił? Czy dziecko umarło i pożarł je sęp? Czy ktoś je uratował? Czy fotograf mu pomógł?
Zdjęcie zostało zrobione w pobliżu osady Ayod w południowym Sudanie. Carter razem z drugim fotografem poleciał tam samolotem z transportem żywności zorganizowanym przez ONZ, pierwszym od wielu miesięcy. Po lądowaniu fotografowie rozdzielili się, Carter krążył po obrzeżach miejscowości szukając tematów do zdjęć. Dziecko zostawiła matka, która poszła do samolotu po swój przydział żywności. Kiedy Carter je zobaczył, w pobliżu wylądował sęp. Fotograf wykonał wiele zdjęć, szukając najbardziej optymalnego kadru. I znalazł, teraz wszyscy go znamy. A mógł przecież fotografować od drugiej strony, prawdopodobnie w tle byłby samolot z pomocą żywnościową. Może takie właśnie zdjęcie byłoby prawdziwsze i odpowiadające rzeczywistej, zastanej przez niego sytuacji? Ale czy nadal byłoby ikoną fotografii?
Nie wiemy co się stało z dzieckiem. Carter został o to zapytany na konferencji prasowej i nie potrafił na to pytanie odpowiedzieć. Dziecku nie pomógł, podobno odgonił sępa. Siadł pod drzewem i płakał. Był fotografem wojennym, wiele widział, wiele emocji się w nim nagromadziło. Do tego nie potrafił rozwiązać swoich życiowych problemów. Niedługo po tej niefortunnej konferencji prasowej popełnił samobójstwo.
Podobno nie ma zdjęć mówiących prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. Bo z natury rzeczy fotograf pokazuje tylko wybrany przez siebie kadr i pozostawia wszystko poza nim dla swojej wyłącznej wiadomości. Nie przekazuje nam dźwięków, zapachów, napięcia, strachu być może, wielu bodźców, które działają na niego w chwili, gdy naciska spust migawki. Często nie wiemy, czy fotograf wykonał oczywiste w danym miejscu zdjęcie, czy może wykorzystał jakąś wyszukaną i wydumaną perspektywę. Pewnie zdarzyło wam się, że widzieliście piękny pejzaż jakiegoś konkretnego miejsca, do którego dotarliście później osobiście. Przeżyliście zdziwienie, że na żywo wygląda to zupełnie inaczej. Założę się, mniej atrakcyjnie?
Można to nazwać „magią fotografii”, pokazywać tak, żeby było piękniej lub bardziej interesująco niż w rzeczywistości. Więc zadam kolejne pytanie, czy jest to w takim razie działanie naganne?
W tym momencie moich rozważań, pozostawiając poruszoną kwestię na boku, chcę przedstawić przykład z mojej praktyki fotograficznej. Pokażę wam kilka zdjęć, które zrobiłem w czasie ostatniego marszu KOD-u w Krakowie w dniu 4 czerwca 2016r. Niezależnie od tego jaki kto ma do tej daty i spraw politycznych stosunek, zachęcam do zapoznania się z przykładem. W końcu chodzi tu tylko o fotografię, a marsze KOD-u są pod tym względem bardzo malowniczym tematem. Tak więc bez dalszego rozwodzenia się przechodzę do meritum. Odczytajcie sytuację w poniższej sekwencji zdjęć.
Historia opowiedziana przeze mnie jest miła, pozytywna, pani owszem ma za złe KOD-owi, że maszeruje, ale miło jej jest, gdy dostaje od demonstrantki kwiatek. Nie zmienia przez to swojego nastawienia i ma za złe dalej, ale pewnie ten miły gest pozostawi w niej jakiś ślad. Przesłanie: możemy się różnić w poglądach, ale powinniśmy się szanować i być dla siebie mili.
Tak się składa, że scena ta została sfilmowana przez dziennikarza krakowskiego „Dziennika Polskiego” Piotra Tymczaka i umieszczona na jego facebookowym profilu z komentarzem „Marsz KOD-u w Krakowie. Musiała interweniować policja”. Link do filmu: kliknij tutaj. (Uwaga, proszę zmniejszyć poziom głośności, nagranie jest głośne). Zwróćcie uwagę, że jestem momentami widoczny w kadrze.
U mnie piękna dziewczyna daje zdenerwowanej pani kwiatek, na filmie interweniuje policja. Która wersja jest prawdziwa?
Moje zdjęcia odpowiadają standardom reporterskim, nie zmieniłem ich zawartości, nic nie odjąłem ani nie dodałem w kadrach. Czy mimo tego dopuściłem się manipulacji? Jak uważacie?
Podpowiem tylko: obiektywna prawda w fotografii nie istnieje, można jedynie się starać, żeby przez z natury rzeczy zmanipulowaną fotografię przekazać prawdę.
6 komentarzy
Marta El Nocon
Niejednokrotnie juz komentowalam te zdjecia, bo byly pokazywane, a wlasciwie przekazywane z rak do rak. Pisalam tez, ze niezaleznie od uporu rozgniewanej kobiety, ona ten moment zapamieta. I o to wlasnie chodzi – o rejestrowanie zdarzen, po ktorych mozna probowac opowiadac ciag dalszy. Bohaterka tych kadrow, Natalia pisala tez, ze byla zaskoczona rozwojem sytuacji. To byl spontaniczny odruch, z wdziekiem wykonana akcja i najlepsza decyzja, ktora wyreczyla policje – interwencja dziewczyny byla skuteczna, bo zaskoczyla rozgniewana kobiete. Pan policjant chcial pewnie interweniowac, ale juz nie mial nic do roboty. Tak wiec powiedzenie „musiala interweniowac policja” – to oczywista nadinterpretacja, wrecz przeklamanie. Podczas tego marszu bylo kulturalnie, spokojnie, byly rozne rozmowy, ale zadnej agresji czy nieporzadku, zeby musiala interweniowac policja. Kadry maja to do siebie, ze moga karmic kazda wyobraznie. A swoja droga – jak fajnie na tych zdjeciach wyglada pan policjant interweniujacy z gozdzikiem w dloni :)
Leszek Górski
Jako świadek potwierdzam każde słowo, pozdrawiam :)
WS
Z tym generałem mogło być też tak, że USA wstydząc się, że dały schronienie mordercy spreparowały agenta Vietkongu aby usprawiedliwić czyn generała zwłaszcza, że mają tendencję do wybielania swych występków na ‚arenie’. Było też takie zdjęcie nagrodzone w World Press Photo przedstawiające kobietę krzyczącą na dachu budynku. Opatrzone było podpisem wyjaśniającym, że są to wydarzenia w Iranie gdzie zachodzą demokratyczne ruchy społeczeństwa. Pamiętam jednak komentarz internauty, który napisał, że równie dobrze kobieta mogła krzyczeć ‚Ibrahim wracaj do domu pijaku !’ i zdjęcie byłoby tak samo prawdziwe lecz nie warte nagrody. Zdjęcie zdjęciem a podpis ma znaczenie i kontekst, który możemy poznać po wielu latach.
Leszek Górski
Pobawmy się w zabawę „co by było gdyby”. Co by było gdyby w tytule nie było danych osobowych generała? Tylko najzacieklejsi dotarliby do informacji o nim, pewnie mało kto zadałby sobie ten trud, może jakiś artykuł w prasie, o którym za chwilę nikt by nie pamiętał. Więc tak, podpisy pod zdjęciem mają znaczenie, a na pewno dla tego konkretnego człowieka. Nie wydaje mi się, żeby Amerykanie musieli coś kombinować z uzasadnieniem dlaczego generał strzelał, w końcu to Wietnamczyk zabił Wietnamczyka. Owszem, po tym jak w walce stracił nogę i nie chciano go jako mordercę leczyć w Australii, przewieziono go do USA i tam później jako inwalida prowadził pizzerię. Nie wydaje mi się, że to jakaś wielka łaska albo dowód na ochronę. Adams pisał, że jak go odwiedził w tej pizzerii, to na ścianie widział napis „We know who you are, fucker”.
natalia
Jako osoba, która ten kwiatek dala, skomentuje krótko- pani była moco rozemocjonowana i liczyłam się z tym ze dostane po głowie. Pan policjant powiedział do mnie : dziękujemy za pomoc. Wiec tak, interweniowali, i tak pani po kwiatku się usmiechnela. Oba punkty widzenia są prawdziwe
Leszek Górski
Witam Główną (moim zdaniem) Bohaterkę. Tak więc prawda leży pośrodku :). Pozdrawiam