Jakiś czas temu opisywałem tutaj mój problem z robieniem zdjęć w mieście, w którym mieszkam, czyli w Krakowie. Jako receptę na przerwanie tej niemocy podałem wtedy próbę wykonywania zdjęć w konwencji „street photo”. I powiem wam, że w ostatni weekend poszedłem na całość. Wziąłem udział w warsztatach street photo, które prowadził w Krakowie ważny fotograf tej specjalności, David Gibson.
Temat street photo intryguje mnie od dłuższego czasu. Wielokrotnie obserwuję na portalach internetowych słabiutkie zdjęcia w tej konwencji, które wywołują zachwyt znawców gatunku. Sztampowe, nic nie mówiące, może czasami troszkę śmieszne. Wykonywane według przejrzystego klucza, jakby mechanicznie, bez polotu. Z drugiej strony podziwiam pracę wielkich mistrzów gatunku jak np. Alex Webb, Bruce Gilden czy Nils Jorgensen. Dlatego też byłem bardzo ciekaw tych warsztatów i osoby Davida.
David jest wspaniałym, ciepłym człowiekiem. Ma duży dorobek i mocną pozycję w świecie street photo. Jest członkiem kolektywu In-Public, a poznałem go przez książkę-podręcznik „The Street Photographer’s Manual„. Przygotowane przez niego materiały i prezentacje bazowały na tym właśnie podręczniku. W warsztatach wzięło udział kilkanaście osób, które przybyły z całej Europy zwabione osobą prowadzącego i urokami naszego królewskiego miasta. Było sympatycznie, a dla mnie bezstresowo, działałem przecież w znanym mi terenie, prowadzony przez zauroczonego Krakowem młodego Portugalczyka, będącego naszym przewodnikiem.
Na początek dostaliśmy zadanie, aby wykonać zdjęcie osoby czytającej. Z zadania wywiązałem się już w tramwaju wiozącym nas na Kazimierz, gdzie rozpoczynaliśmy nasze fotografowanie. Więc dalej mogłem poświęcić się innym tematom. W gruncie rzeczy starałem się robić to, co już przedtem w Stambule, Porto czy Lizbonie. No może trochę pod wpływem świeżo usłyszanych słów i zobaczonych prezentacji Davida.
Spojrzałem też na Kraków oczami innych ludzi, często z bardzo daleka. Jak odbierają to miasto, jak są nim zachwyceni. Kraków sprawia dobre wrażenie. Można znaleźć w nim przeróżne klimaty od odrapanych ścian a’la Alfama po futurystyczne obiekty nowoczesnej architektury, myślę tu np. o nowo oddanej do użytku Cricotece. W rezerwie zawsze jest jeszcze Nowa Huta, zagłębie niezwykłych klimatów. Kazimierz ma swój nastrój, który zawsze działa. Tubylcy są w większości przypadków mili i pomocni. Zachwyca fantastyczna znajomość angielskiego na każdym kroku wśród naszej młodzieży. Jest to niezwykle budujące.
Jeżeli się fotografuje pod Halą Targową, należy to robić z dużym wyczuciem. Mam porównanie z Targiem Złodziei w Lizbonie, tutaj powietrze jest o wiele bardziej skondensowane. Ponieważ rzadko chodzę na ten targ, a teraz widzę, że jest to błąd, fotografowanie utrudniał mi worek z kilkoma kilogramami zakupionych tam za małe pieniądze książek.
Czy czegoś nowego dowiedziałem się o street photo? Oczywiście tak, ale muszę to najpierw przemyśleć, poukładać, może do końca doczytać książkę Davida i parę innych. Może też rozwiązać zagadkę zestawu zdjęć, który wygrał konkurs 4. Leica Street Photo 2014, dla wielu streetowców spore zaskoczenie. Być może trzeba by zacząć od definicji street photo, która jest bardzo płynna i mało precyzyjna. Co z takimi twórcami jak Robert Frank, Andre Kertesz, Henri Cartier Bresson, Elliott Erwitt, na których często powołują się podręczniki street photo? Czy nie jest nadużyciem traktowanie ich jako wczesnych reprezentantów gatunku? Przecież w dorobku prawie każdego fotografa można wyodrębnić zbiór zdjęć o nazwie „street photo”, ale zdjęcia z tego zbioru u każdego wielkiego twórcy są kompatybilne z tymi, które do niego nie należą, więc w sumie po co je wyodrębniać? Przecież różne zbiory się uzupełniają i dopiero wtedy tworzą pełen obraz. Bo fotografia wielkich jest autorska, niezależna od przyklejonych do zdjęć identyfikatorów.
Natrafiam czasami na opinie, że street photo to nie jest poważny kierunek w fotografii, że street photo jest wtedy, kiedy ktoś ma na głowie śmieszną czapkę albo zrobi głupią minę. Na pewno David Gibson by się z tym nie zgodził. Jedno jest dla mnie już teraz pewne, dobre zdjęcia niezależnie czy wykonane zgodnie czy niezgodnie z receptami street photo będą zawsze dobrymi zdjęciami. I jeżeli mamy wątpliwości lub pytania, to odpowiedzi na nie należy szukać nie gdzie indziej, tylko w tych właśnie zdjęciach.
Temat street photo jest więc jeszcze do przemyślenia i być może przedyskutowania, jak będę gotowy, to oczywiście dam znać.
Tak więc do następnego razu, wasz L.
8 komentarzy
WS
Ja także dołączyłem do grupy użytkowników FB uprawiających tzw. Street photo. To pouczające doświadczenie ponieważ można w jednym miejscu zobaczyć wiele zdjęć wykonanych w przestrzeni publicznej. Pouczające nie dlatego, że oglądanie cudzych zdjęć może mnie czegoś nauczyć – wprost przeciwnie.
Większość entuzjastów fotografii ulicznej stara się naśladować styl lub treść zdjęć sławnych klasyków. Widzimy tu zdjęcia wieloplanowe, nasycone kolorem i zachodem Słońca z głębokimi plamami cienia, skrywającymi jakąś tajemnicę a także kontrastowe, czarno białe twarze uciekających sylwetek wykrzywione w grymasie. Spotkamy też fotogramy ukazujące idącego lub stojącego człowieka najlepiej na tle szachownicy, pasów na przejściu dla pieszych lub słonecznej, rytmicznej architektury. Są tu setki sylwetek, skaczących przez kałużę i pary, całujące się niekoniecznie na tle wieży Eifla. Jeśli twarze to poorane zmarszczkami wizerunki kloszardów o bujnym zaroście lub piegowatą dziewczynę z rudymi włosami sfotografowaną pod Słońce. Gdy akcja rozgrywa się w Izraelu to muszą być ortodoksyjni Żydzi lub żołnierze z karabinami na tle ściany płaczu. Nie obejdzie się bez scen ujętych przez szybę kawiarni, która dodaje swoisty drugi plan poprzez odbicie ulicy. Czuć w tym poszukiwanie stylu poprzez ‘oryginalną’ formę – wspomniane nasycenie kolorem, wypalenie czy wyostrzanie.
Nauczyłem się czegoś. Wiem teraz , że by być świetnym fotografem należy unikać wszystkiego co zobaczy się na zdjęciach innych. Odejść od poszukiwania formy poprzez wynaturzanie swoich obrazów w komputerze a skupić się na treści i przesłaniu. Wielu takich zdjęć nie zrozumie bo będą wymagały od odbiorcy przygotowania i zastanowienia się. Nie będą to zdjęcia bijące po oczach pięknem koloru i ostrością. Być może nie będą też awangardową wizją czarno białego snu na jawie w zdeformowanej przestrzeni. Będą za to zwykłymi obrazami, które same przybiorą z czasem unikalną formę. Każdy człowiek jest podobny : ma dwie nogi i porusza rękami gdy idzie a jednak każdego można rozpoznać po sylwetce i sposobie chodzenia nawet wtedy gdy nie ubiera się charakterystycznie a twarz jego jest niewidoczna. To samo stanie się ze zdjęciem, na którym najpierw zainteresuje nas ujęta sytuacja a potem rozpoznamy sposób w jaki ją sfotografowano.
Leszek Górski
Drogi WS, bardzo zmyślnie podsumowałeś sztampowość niektórych zdjęć, widać jak na dłoni inspirację czy wręcz nawiązanie. Ale ja nie byłbym tak surowy dla tych prób. Uważam, że choćby nie wiem jak się człowiek starał zrobić coś oryginalnego, i tak uda się komuś znaleźć jakieś nawiązanie i podobieństwo do czegoś, co już było. Bo nie łudźmy się, wszystko już było. Poszukiwanie własnego oryginalnego stylu nie powinno następować przez działanie świadome i ograniczające wolną inwencję w stylu cenzora dyktującego „tego nie rób, bo to nie jest oryginalne, a to zrób, bo tego jeszcze nikt nie zrobił”. Wtedy traci się inwencję i radość z fotografii. Bo tak naprawdę co zdjęcie jest warte widać dopiero jak na nie patrzysz, nieważne, że jest to odbicie w szybie czy całująca się para. Albo zdjęcie jest dobre, albo nie. I czy to będzie awangardowa wizja, czy zwykły obraz, czy temat świeży czy ograny, ma mniejsze znaczenie. Czyli w sumie się z Tobą zgadzam, ale też nie zgadzam ;). Pozdrowienia.
WS
‚Wszystko już było’ – dobrze, że poruszyłeś ten wątek. Sądzę, że to bardzo nie w porządku to powiedzieć o fotografii – w ogóle o sztuce (bez urazy ;) ) Póki świat się zmienia zawsze jest coś nowego. I tu musimy określić dwie drogi : formy i treści. Formalnie wydaje się, że ‚wszystko już było’ – tak jak sądzono, że Ziemia jest płaska i nie ma sensu poszukiwać krągłości. A jednak wzięci jesteśmy w kleszcze możliwości technicznych, które ciągle nas zaskakują, zwłaszcza w ostatnich latach. Tak więc nie możemy stwierdzać, że osiągnęliśmy szczyt możliwości i rozwiązań formalnych bo nadal raczkujemy choćby w fotografii trójwymiarowej czy nie opanowaliśmy technik, dzięki którym fotografie staną się unikalne i nie możliwe do powielenia. Fotografia cyfrowa raczkuje i kto wie co da nam w przyszłości. Co do treści obrazu to ‚nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki’. Każdy z twórców ma swe upodobania, swoje miejsca a te są różne z każdą sekundą jak różne są drogi fotografowanych postaci. Czas jest naszym sprzymierzeńcem w walce ze sztampą. Wszystko płynie, zmienia się i starzeje. Ja chcę robić zdjęcia takie jakie chciałbym oglądać za 40 lat. Z zainteresowaniem i ‚wypiekami na twarzy’ oglądam zdjęcia z lat 70tych przypominając sobie znaną z dzieciństwa rzeczywistość. Cenne są dla mnie kadry z lat 40tych, 50tych, 60tych bo uczą mnie tego co widzieli moi rodzice. A fotografia uliczna to dokument. ‚Śmieszna czapka’ to wstęp do opowieści o ‚tamtych czasach’ nawet jeśli to czasy odległe na razie tylko o godziny. ‚Śmieszna czapka’ to dobry początek. Mocne wejście, intrygujące i zwracające uwagę a potem oglądamy tego kto ją nosi i dlaczego. Kto wtedy, na zdjęciu także zwrócił na niego uwagę i czy się śmiał ? A może w tych czasach taka czapka nie była śmieszna ? Forma czy treść ? A może po prostu treść ubrana w formę ? Tylko co ma nas do fotografii przyciągnąć : jej radujące oczy kolory i ostrość czy nasza ciekawość minionego ?
Leszek Górski
Możesz to sprawdzić w moich wcześniejszych wpisach… Najważniejsze zadanie to dokumentować. Do tego street photo się świetnie nadaje, nawet to najbardziej nudne i sztampowe. I również uważam, że nie należy się przejmować, że coś już było, tylko robić swoje i po swojemu. Wydawało mi się, że to było czytelne w poprzedniej odpowiedzi. Pytasz, co ma nas do fotografii przyciągnąć? Ja oglądam zdjęcia w dużych ilościach i szybko wiem, które jest na plus, a które na minus. Ale to jest moja ocena. Twoja na pewno będzie inna. Do tego dochodzi czynnik czasu, jak słusznie zauważyłeś, wzrasta ciekawość minionego. Dlatego z latami współczynnik zdjęć na tak będzie się zwiększał w jakimś konkretnym zestawie. I jak widzę podobnie jak Ty, łapię pewne konteksty nieczytelne dla młodych i jest to dobra zabawa. Pozdrawiam.
Krzysiek
Witam i pozdrawiam z Krakowa ;-) Dla mnie street photo to ciągłe poszukiwanie; treści i formy, jakiegoś magicznego i wciąż trudnego do zdefiniowania (i nieuchwytnego) złotego środka pomiędzy tymi elementami. Są momenty, gdy w krwiobiegu wzrasta ciśnienie, wówczas wiem, że to TA chwila. Bardzo często to tylko forma. I niestety, coraz trudniej przychodzi mi w Krakowie „poczuć się jak turysta”, a ekscytacja miejscem, to bardzo pozytywna energia!
Leszek Górski
Krzyśku, myślę, że jesteś na dobrej drodze mimo znudzenia Krakowem. Fotografowanie w momencie, kiedy skacze Ci ciśnienie jest bardzo zdrowym objawem. Pomyślności!
Leszek Górski
Żeby się zachowało… Odbyła się dyskusja na Facebooku Polish Street Photography o moim blogowym wpisie (http://polishstreetphotography.com/). Link: https://www.facebook.com/107207562689091/posts/841147005961806?_rdr&pnref=story
„O street photo słów kilka” | link4foto
[…] blogu, który zatytułował – „O street photo słów kilka” przeczytasz >> TU […]