Rok temu (2018) widziałem wystawę Marka Lapisa pod tytułem „Biało-czerwona” podczas 15-go Rybnickiego Festiwalu Fotografii RFF. Była to jedna z ważniejszych wystaw tego Festiwalu. Nie wzbudziła jednak mojego zachwytu. Wydała mi się zbiorem dość przypadkowych zdjęć wykonanych z wykorzystaniem naszych barw narodowych w kadrze. Pomysł nienowy, już kiedyś zaistniał podobny projekt autorstwa Andrzeja Zygmuntowicza, tak mi się wtedy przypomniało. Niektóre zdjęcia z wystawy wydały mi się wtedy zabawne czy też anegdotyczne, same mocne kadry, zbyt wielka koncentracja wysokoprocentowego przekazu, a ogromne formaty sugerowały mi wtedy przerost formy nad treścią.
Teraz leży przede mną książka oparta na tym projekcie. Spowodowała, że całkowicie zmieniłem mój do niego stosunek, a mówiąc szczerze wpadłem w zachwyt.
Książka jest pięknie wydana. Już okładka zaskakuje. Biel. I cztery słowa. Proste jak nasza flaga. Biało-Red-White-Czerwona. Tak jakoś nie po kolei. Już to zastanawia. A to co w środku jeszcze bardziej.
Marek Lapis z edytorem Adrianem Mirgosem dokonali cudu edycji. Poukładali zdjęcia w pary, które przez to zyskały zupełnie nowy kontekst. Autor zbierał te zdjęcia przez 9 lat, więc wybierano z wielotysięcznego zasobu. Zbyt mocnych solistów zestawiono z białą kartą, którą każdy oglądający może zapisać sobie sam. Jest chwila na oddech, ale w wielu miejscach jest mocno. I jest tych zdjęć dokładnie tyle, ile trzeba, czyli 90. I te zdjęcia wreszcie, w przeciwieństwie do wystawy, gadają.
O czym są te zdjęcia? O nas, czyli Polakach. O tym, jacy obecnie jesteśmy. I wychodzi mi, że bycie Polakiem jest kłopotliwe, czasami obciachowe, rzadko radosne albo chociaż dostojne. Zdjęcia w sporej części są naszą karykaturą. Powinniśmy się na nie obrazić. Powinny nas oburzyć. Powinien wybuchnąć skandal. Ale czy do niego dojdzie?
Zdjęcia te skutecznie spuszczają powietrze z nadętego balonu naszego patriotyzmu. Są piekielnie inteligentne, rzadko dosłowne czy opisowe, głownie operujące symbolem lub metaforą. Często satyryczne czy wręcz obrazoburcze. Każde jest jakąś zagadką, która pobudza procesy myślowe. Wiele z nich przedstawia sceny z wydarzeń patriotycznych i to są te najmocniejsze w wymowie. Nawet prezes Jarosław Kaczyński załapał się osobiście. Jego odwieczny konkurent Donald Tusk występuje w formie kukły w towarzystwie białych i czerwonych baloników. Mamy demonstrantów kodowskich, Ogólnopolski Strajk Kobiet, dziewczynę z ONR-u, której wzrok oskarża cały świat. No i wątek religijny, też oczywiście biało-czerwony. Zdjęcia z Woodstocku Jurka Owsiaka zestawione z podobnymi w wymowie kadrami z Lednicy ojca Jana Góry. Chyba wszystkie strony obecnego polskiego konfliktu są reprezentowane. Bo słowo konflikt jest przecież w naszym obecnym życiu kluczowe.
Wszyscy pod flagą biało-czerwoną, wszyscy śpiewają ten sam hymn. Po to, żeby wzmocnić i potwierdzić swoje racje, żeby w imieniu biało-czerwonej dokopać tym drugim, których się nie lubi, a może nawet nienawidzi. Te zdjęcia ostrzegają. Mówią: patrzcie, jacy jesteście, jak wyglądacie.
Jak wyglądamy?
Szukam analogii do tego co już było, bo przecież wszystko już było, i odgrzebuję w pamięci „The Americans” Roberta Franka. Książka w połowy lat 50-tych ubiegłego wieku, zdjęcia wykonane przez młodego wówczas przybysza z Europy, który przez okres dwóch lat fotografował amerykańską codzienność. No i jest ona niepiękna, bez retuszu, dodatkowo oczyszczona z tandetnych podmalunków i maskującej szpachli. I Polska Lapisa ma wiele wspólnego z Ameryką Franka. Demaskuje.
Amerykanom nie spodobał się obraz ich społeczeństwa przedstawiony przez Roberta Franka. Widzieli siebie piękniejszymi, kolorowymi, bardziej cool, w ogóle bardziej pod każdym względem. Społeczeństwo wysoce patriotyczne, homogeniczne w warstwie rządzącej krajem, uprawiające praktyczny rasizm, ale syte i zadowolone z siebie. Odrzuciło ten projekt, bo nie odpowiadał ich wyobrażeniu o samych sobie. Zanim ten projekt tam doceniono, minęły lata i nastąpiło w USA wiele zmian. Jak się okazało projekt wizjonerski i wzorzec fotografii społecznie zaangażowanej dla całego świata.
Czy Polakom spodoba się książka Marka Lapisa?
Gdyby Polacy byli w takim stanie ducha, jak Amerykanie w połowie zeszłego wieku, na pewno by ten swoisty „portret własny” odrzucili. Bo pokazuje on, że w wielu miejscach swojego polskiego ciała król jest nagi. Bo to są zdjęcia obrazoburcze i przerysowane. Czy chcemy, żeby nas tak pokazywano? Bo w gruncie rzeczy to przecież skandal!
Ale skandalu nie będzie. Bo każda ze stron konfliktu w Polsce odczyta to jako satyrę na tych drugich, tych, których się nie lubi. I wszyscy będą zadowoleni. I jakoś umknie to, że często barwy narodowe są barwami ochronnymi, pozwalającymi bezmyślnym osobnikom w sposób niezauważony wmieszać się w tłum podobnych sobie. I w 100 procentach pewnych swoich racji. Bez refleksji, że może druga strona też trochę jej ma.
Spójrzcie na zdjęcie taśmy odgradzającej na błotnistym polu. Odgradzającej nie wiadomo co od nie wiadomo czego. Biało-czerwone barwy sygnalizują miejsce zdarzenia, może przestępstwa. Ten zestaw kolorystyczny ostrzega, oznacza niebezpieczeństwo. Drogowe znaki zakazu na całym świecie są w takich kolorach. No i tak się składa, że to właśnie my, Polacy, jesteśmy biało-czerwoni. Zawsze na wysokim C, zawsze gotowi do walki. Co nam obca przemoc wzięła, szablą odbierzemy. Chętni do bitki i do wypitki. Tylko, że teraz nie mamy się z kim bić o naszą czy waszą wolność. Wiec bijemy się sami ze sobą. Więc ta biało-czerwona taśma na błotnistym polu jest ostrzeżeniem nas samych przed nami samymi. Czyli biało-czerwona, w interpretacji Lapisa, oddziela nas samych od siebie.
Nasi bracia Czesi mają w swojej biało-czerwonej niebieski klin. W swoim hymnie śpiewają o pięknie czeskiej ojczyzny. I mają do siebie duży dystans. Wszyscy znamy haszkowego Szwejka. Dla mnie symbolem czeskości jest scena z filmu „Pociągi pod specjalnym nadzorem” Jiriego Menzla, gdzie jeden z bohaterów filmu przybija pieczątki na gołej pupie pewnej panienki. A jest to film o II wojnie światowej, chyba najbardziej znany czeski film na świecie. Jakie obrazy z polskich filmów kojarzą nam się z II wojną światową? Jesteście Polakami, dopowiedzcie sobie sami. Polak nigdy nie zrozumie Czecha, tak jak Czech nie zrozumie Polaka. A czasami, powiem szczerze, wolałbym być Czechem.
Lapis lazuli to niebieski kamyk. Projekt Marka Lapisa to taki czesko-niebieski klin w naszej biało-czerwonej. Projekt mądry i inteligentny, który z czasem będzie nabierał mocy. Projekt, który nie stawia się po żadnej stronie naszego konfliktu, stoi dokładnie pośrodku. I może kiedyś po latach nasi potomni, Polacy mądrzejsi po szkodzie, która niewątpliwie nastąpi, spojrzą na te zdjęcia i się zdziwią, dlaczego ich przodkowie na początku XXI wieku tak bezkompromisowo się zwalczali. A przecież można było inaczej, przecież to było takie proste, pomyślą. Czyli że tak jak to już raz w naszej najnowszej historii się zdarzyło, a konkretnie w 1989 roku, należało się dogadać. W imię dobra nas wszystkich, nas biało-czerwonych.
Ale to tylko pod warunkiem, że kiedykolwiek Polak zmądrzeje po szkodzie.
* * * * * * * * * * * * * * * *
W dniu 8.3.2019 Marek Lapis był gościem Krakowskiej Witryny Fotograficznej pod kierownictwem Marka Lasyka, gdzie przedstawiał projekt „Biało-czerwona”. Mówił o przygotowaniu książki, o współpracy z edytorem Adrianem Mirgosem, o tym, jak się kłócili o dobór zdjęć. Fotograf jest bardzo przywiązany do swoich obrazów i często brak mu do nich dystansu, który ma osoba z zewnątrz. Jak dla mnie edycja tego materiału podniosła go na bardzo wysoki poziom. Jest to dowód na to, że dzieło wspólne przeważnie jest lepsze niż dzieło indywidualne.
Marek mówił też o tym, w jaki sposób zebrał fundusze na realizację tego projektu. Uzyskał na przykład obietnicę wsparcia od dwóch podmiotów, jeden był kojarzony z PiS, drugi z PO. Wysłał im gotową makietę książki. Najpierw zadzwonili ci z PiS, obrażeni, że nie będą wspierać projektu, który wspiera w swej wymowie PO. A potem ci z PO, że nie będą wspierać czegoś, co wspiera PiS. Jest to dowód na to, że materiał jest bezlitośnie obiektywny. I w sumie najlepiej by było, gdyby się wszyscy obrazili i zaczęli o tym projekcie mówić. I w końcu dotarliby do meritum, że winien tej awantury nie jest rejestrujący sytuację fotograf, tylko sytuacja sama w sobie. I to zrobiłoby wiele dobrego.
Ale tak jak napisałem powyżej, nie wierzę w ten skandal, choć go serdecznie życzę.
* * * * * * * * * * * * * * * *
O projekcie „Biało-czerwona” Marka Lapisa można przeczytać tutaj: link1, link2
Zdjęcie wprowadzające: buty Marka Lapisa, Kraków, 8.3.2019.
Leave a reply