Cała ta historia zaczyna się od nieszczęścia.
W Armenii ludzie burzą się przeciwko autorytarnym rządom, niektórych w ramach odwetu władza zaczyna represjonować. Szczegółów tego konkretnego przypadku nie znamy, jedna armeńska rodzina decyduje się na wyjazd z kraju. Udaje im się otrzymać polską wizę, ale docelowo chcą zamieszkać w Szwecji. Realizują swój plan i przejeżdżając przez Polskę składają wniosek azylowy w Szwecji. Jest początek 2018 roku.
Matka, ojciec, córka, syn.
Dostają mieszkanie, dzieci idą do szkoły. Równolegle pracują urzędnicy. Po jakimś czasie okazuje się, że rodzinę czeka deportacja do Polski, że dopiero tam zostanie rozpatrzony ich wniosek azylowy. Takie są przepisy. Córce najbardziej zapada w pamięć słowo deportacja. Atmosfera w domu jest ciężka, załamał się życiowy plan, z którym wiązali tak wielkie nadzieje. Stres związany z sytuacją niepewności i zagrożenia przenosi się na dzieci.
Ewa, bo tak ma na imię ich córka, zaczyna chorować. Izoluje się od świata, zapada się w sobie. Przestaje jeść, odzywać się, nie reaguje na bodźce zewnętrzne. Zasypia. Nieświadoma niczego przeżywa brutalną deportację rodziny ze Szwecji do Polski. Wszyscy lądują w specjalnym ośrodku w podwarszawskim Dębaku, gdzie Ewa nadal pozostaje w śpiączce. Jeszcze w Szwecji zdiagnozowano u niej chorobę zwaną syndromem rezygnacji. Zapadają na nią czasami dzieci w rodzinach o niepewnym statusie i żyjących w ciągłym zagrożeniu. Jest to reakcja obronna młodego organizmu, który nie potrafi poradzić sobie z zabójczą dawką stresu.
I w tym miejscu do naszej opowieści należy włączyć Dorotę Borodaj. Jest to reporterka od lat zajmująca się społecznie ważnymi i często trudnymi tematami. Obok których większość przechodzi obojętnie, a ona uważa je za ważne. Tak jak ważnym wydał jej się problem nieszczęścia rodzin, w których ktoś zachorował na syndrom rezygnacji. Przygotowuje o tym artykuł dla Dużego Formatu, zbiera materiały, kontaktuje się z lekarzami w Szwecji, którzy na co dzień mają do czynienia z takimi przypadkami. I dowiaduje się o rodzinie Ewy deportowanej do Polski.
Dorota Borodaj dociera do nich i swój tekst opiera na historii Ewy. Widać w tym artykule pasję i chęć pomocy. I przeświadczenie, że w Polsce rodzina ta znalazła o wiele lepsze miejsce do życia niż w Szwecji. Ewa w międzyczasie powoli wybudza się ze śpiączki. Kiedy tekst jest gotowy redakcja pyta, czy ktoś mógłby wykonać zdjęcia do reportażu. Jest ktoś taki. To Tomek Kaczor, czyli mąż Doroty. Fotograf. Profesjonalista. Oczywiście on może zrobić potrzebne zdjęcia.
1 czerwca 2019 Ewa porusza się jeszcze na inwalidzkim wózku, ale od jakiegoś czasu jest już wybudzona i świadoma. Fotograf z całą rodziną idą do pobliskiego lasu, żeby tam zrobić zdjęcia. Tomek wie, że najważniejsze jest to ilustrujące artykuł, przedstawiające całą rodzinę. I jeszcze jedno, pionowe, bo może się zdarzyć, że takie będzie potrzebne na okładkę.
I właśnie to zdjęcie pionowe będzie walczyć o zwycięstwo w tegorocznym konkursie World Press Photo.
* * * * *
Tomek Kaczor przed nominacją konkursową WPP nie był zbyt dobrze znany w środowisku profesjonalnych fotografów. Ma swoich klientów i swoje zlecenia, od lat już żyje z fotografii. I jeżeli zdarza się taka możliwość, to chętnie współpracuje ze swoją żoną Dorotą. Mają wspólny system wartości, interesują ich te same tematy. Można to zaobserwować na przykładzie artykułów opublikowanych w Magazynie Kontakt, piśmie programowo łączącym lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną. Piśmie tworzonym przez grono ludzi związanych z kościołem, którzy mimo wielkich oporów próbują zmienić go od wewnątrz.
* * * * *
17 czerwca 2019 ukazuje się tekst Doroty Borodaj w Dużym Formacie. Na okładkę trafia pionowy kadr, zbliżenie twarzy Ewy. Nie mogę od tej twarzy oderwać wzroku. Jej podkrążone oczy patrzą szczerze, z wyrzutem. Niepokoi plastikowa rurka wystająca z nosa dziewczyny. To jest „punctum” tego zdjęcia. Nie mogę się z tą rurką oswoić. Wiem, że służy do karmienia chorych, że rurka prowadzi bezpośrednio do żołądka. Próbuję sobie taką wyobrazić w moim nosie i moja wyobraźnia zawodzi. Widać, że bohaterka przeżyła coś strasznego. Wygląda tak, jakby niedawno powróciła ze świata zmarłych. Trochę pocieszenia przydają widoczne w kadrze ręce, wiadomo, że nie jest sama, że jest ktoś, komu na niej zależy. Zdjęcie wzbudza emocje i współczucie, nie pozostawia mnie obojętnym.
W ostatnim możliwym do tego dniu Tomek Kaczor wysyła okładkowe zdjęcie na konkurs World Press Photo. Jego wartość zostaje przez jurorów rozpoznana. Zdjęcie znajduje się w wąskim wyborze tych, które mają szansę otrzymania tytułu Zdjęcia Roku.
Wiele osób było przekonanych, że właśnie to zdjęcie, tak mocne, tak inne od pozostałych, wygra ten konkurs. Ja również byłem w ich gronie. Ale niestety nie zdobyło głównej nagrody. A było wyjątkowym zdjęciem na przestrzeni ostatnich kliku lat konkursu. Dlaczego nie wygrało? Myślę, że jurorzy przestraszyli się konsekwencji takiego właśnie wyboru.
Wszystkie zdjęcia w stawce finałowej (poza outsiderem, zdjęciem z zaplecza targów zbrojeniowych w Abu Dhabi) wymagały wielkiego nakładu sił i środków, żeby móc powstać. I są to wspaniałe zdjęcia, wykonane przez autorów, którzy czasami przez wiele miesięcy zajmowali się fotografowanymi przez siebie tematami. Którzy często narażali swoje życie i zdrowie dla wykonania swojego najlepszego zdjęcia. Zwycięzca konkursu, Japończyk Yasuyoshi Chiba, fotografował zamieszki w Sudanie, w czasie których wojsko strzelało do nieuzbrojonego tłumu. Demonstrowano tam przeciwko wieloletniej dyktaturze i szczęśliwie doprowadzono do ugody uwzględniającej część postulatów protestujących. Wielka sprawa dla Sudanu i wspaniałe ikoniczne zdjęcie wykonane przez słynnego agencyjnego fotografa, już trzykrotnie wyróżnionego we wcześniejszych edycjach World Press Photo. Zdjęcie odpowiadające wszystkim oczekiwaniom reporterskiej branży, działającej globalnie, w skali światowej.
Tylko, że takie zdjęcie wygrywa co roku. To jest standard. Wielkie agencje, wielcy fotografowie, wielkie pieniądze. Może właśnie teraz był czas na inną, niestandardową i odważną decyzję jurorów?
Tomek Kaczor, mało znany fotograf, w ciągu jednego dnia, bez narażania życia i ponoszenia nadmiernych kosztów, zrobił zdjęcie absolutnie wyjątkowe. Zdjęcie symbolicznie pokazujące tragedię uchodźców tego świata. Ich nieszczęście, marzenie o lepszym życiu, które z wielu względów nie może się spełnić. Niemy krzyk dziewczyny znajdującej się u progu życia, które już na samym początku zostało strasznie okaleczone. Jak życie wielu dzieci – uchodźców, wypędzonych, mieszkających w przejściowych obozach, latami czekających na rozstrzygnięcia, marnujących swoje zdolności i talenty, o których nawet nigdy się nie dowiedzą, że je posiadają. To jest przesłanie, które w tym roku przegrało z protestami w Sudanie.
Kiedyś usłyszałem od pewnego znamienitego fotografa, że w konkursie fotograficznym nie można przegrać, można tylko wygrać. Tomek Kaczor wygrał konkurs WPP w kategorii „Portret, zdjęcie pojedyncze”. To naprawdę wielki sukces. I należy mu pogratulować. Nie jest wykluczone, że to zdjęcie pozostanie zdjęciem jego życia, chociaż oczywiście życzę mu jeszcze wielu ikonicznych fotografii. Myślę, że wszyscy powinniśmy się cieszyć razem z nim.
* * * * *
Opowieść domaga się zakończenia. Dopowiedzenia do końca historii Ewy i jej rodziny. Nadal są w Polsce. Ewa całkowicie wyszła już z choroby syndromu rezygnacji. Razem z bratem chodzą do szkoły, nauczyła się polskiego, jest w pełni zintegrowana ze swoich środowiskiem. Nie wiem tylko, czy już zakończyła się procedura azylowa jej rodziny, która miała się odbyć w Polsce. Mam tylko nadzieję, że po tylu cierpieniach, które przeszli, będą mogli pozostać w Polsce już na stałe.
Bo dobrze by było, gdyby człowiek bywał czasami człowiekowi człowiekiem. Świat byłby przez to po prostu lepszy.
* * * * *
Informacje:
Zdjęcia autorstwa Tomka Kaczora pobrane z jego strony autorskiej i artykułu Doroty Borodaj w Gazecie Wyborczej / Dużym Formacie.
Strona autorska Tomka Kaczora: link
Artykuł „Dzieci śpią ze strachu”, Gazeta Wyborcza / Duży Format, link
Artykuł „Z nich zaś największa jest miłość”, Magazyn Kontakt, link
Strona konkursu World Press Photo z wynikami WPP 2020, link
Bardzo interesujący artykuł Joanny Kinowskiej dla Przekroju, analizujący finałowe zdjęcia tegorocznej edycji konkursu WPP, link
Leave a reply