Już nie pamiętam, kiedy wystąpiły pierwsze objawy. A może nie było jednego konkretnego momentu, tylko narastało to powoli, niezauważalnie? Ewentualnie można by to prześledzić analizując zdjęcia z ostatnich, no powiedzmy 15 lat. I wtedy dałoby się znaleźć to symbolicznie pierwsze, tak ważne dla zrozumienia tej mojej dziwnej pasji, zauroczenia, afektacji, a może nawet, jak niektórzy sądzą lub się domyślają, obsesji.
Ale może zacznę inną opowieścią, opartą na faktach. Portugalia, miasto Porto, wiele lat temu. Uczestniczę w warsztatach fotograficznych prowadzonych wspólnie przez Tomasza Tomaszewskiego i Ernesto Bazana, dwóch wielkich Mistrzów fotografii. Oczywiście warsztaty zorganizowane przez mój ulubiony Magazyn „Pokochaj Fotografie„, czyli Michała Mrozka. Uczę się tam fotografować ludzi, wykorzystywać do granic możliwości mityczny decydujący moment, aby w sposób intrygujący i możliwie atrakcyjny złapać ich na gorącym uczynku zwykłego szarego życia. Efektem ma być esej fotograficzny, reportaż, albo przynajmniej zestaw zdjęć w konwencji street photo. Ernesto Bazan mówi mi, żeby fotografować wtedy, kiedy mocniej zabije mi serce. Po tym poznam, że napotykam coś, co naprawdę jest warte sfotografowania. Bo wtedy istnieje szansa, że moje wewnętrzne i osobiste emocje przełożą się na podobne uczucia u widza oglądającego moje zdjęcia. Czyli że emocja fotografa wywoła emocję widza.
Więc chodzę po mieście i poluję na tych ludzi, których ze względu na marną wtedy pogodę jakoś na ulicach niewielu. Mimo tego staram się jak najlepiej wypełnić postawione zadanie. Po kilkugodzinnej miejskiej wędrówce wchodzę do centrum targowego i nagle staję jak wryty. Widzę ją! Skromną, smutną, z opuszczoną głową. Jest mi jej naprawdę żal. Robię jedno zdjęcie.
Cykl dnia warsztatowego jest ściśle określony. O uzgodnionej porze zbieramy się wszyscy i każdy z uczestników przedstawia zestaw zdjęć, który jest oceniany przez Mistrzów. W moim zestawie z tego dnia pokazuję też to jedno, dla mnie wyjątkowe. I wtedy Ernesto mówi, że obserwował mnie, jak je robiłem. Bo tak się złożyło, że właśnie wtedy też był w tym centrum targowym. Więc według jego relacji chwilę to trwało, bo bardzo precyzyjnie ustawiałem się do niego. Kroczek w tył, w bok, potem znowu do przodu, i znowu trochę w bok. No tak faktycznie musiało być, przecież mnie obserwował. I na pewno nie było to przez niego oczekiwane i pożądane działanie spontaniczne… Ernesto w sposób widoczny nie był zadowolony. Bo zamiast zwrócić się ku ludziom, których akurat w tym miejscu było wokół sporo, zająłem się jakimś martwym przedmiotem, i to jeszcze takim, który każdy może sfotografować w dowolnej chwili i w taki sposób, w jaki zrobiłem to ja. Że przecież nie po to mi mówił o emocjach i biciu serca, żebym tracił czas na fotografowanie… LAMPY!
No tak. Racja. Jest tylko jeden mały problem. Jak zobaczyłem tę LAMPĘ, to serce zabiło mi mocniej. I była to dla mnie wskazówka, że właśnie JĄ powinienem sfotografować.
Od tego czasu wielokrotnie mi się zdarzyło, że serce zabiło mi mocniej na widok jakiejś ulicznej lampy, układu kabli elektrycznych umieszczonych w przestrzeni, wyłączników w sposób intrygujący wkomponowanych w gotowy do sfotografowania kadr. Odwrotnie niż większość fotografujących nie unikam tych wizualnie mocnych elementów ujarzmionego przez człowieka krajobrazu czy miejskiej przestrzeni. Jeżeli to już jest, to z tego fotograficznie korzystam. Nie udaję, że świat jest bez drutów, kamer, lamp, uchwytów, wsporników, odgromników, daszków, schodków czy klamek. No i to jest właśnie ta moja przypadłość fotograficzna, z którą przyszło mi już od dłuższego czasu żyć.
Uważam, że lampy, tak jak człowiek, którzy je wytwarza i instaluje, i któremu one potem bardzo długo i wiernie służą, mają swoją duszę. Ludzie stawiają je z większą lub mniejszą świadomością ich oddziaływania na otoczenie, kontekstu, w jakim funkcjonują, koncentrując się głównie na funkcji i efektywności. Lampa ma świecić i oświetlać. A cały kontekst otoczenia, współgrania lub kolizji z nim, jest często zaskakującą niespodzianką, która akurat u mnie wywołuje szybsze bicie serca. Po prostu tak już mam i pewnie tak mi już zostanie.
I myślę, że nadszedł już czas, żeby tę moją „bizarną” kolekcję elektrycznych artefaktów z różnych stron świata w końcu zaprezentować. Zapraszam więc do mojego „Lamparium”. I mam nadzieje, że uda wam się znaleźć w tych zdjęciach ślady mojego zachwytu. Czy też, jak by tego chciała sztuka dobrej fotografii, mojej emocji. Ale też chciałbym, żeby po kontakcie z tą kolekcją zdjęć każdy oglądający miał lepszy humor, niż przedtem. No i może trochę się zastanowił, jak to jest z tą duszą przedmiotów martwych. Albo nad tym, że one na pewno bardziej nas lubią, niż my je? Przecież to one często do nas wołają: „Zobacz, jakie jesteśmy piękne, zwróć na nas uwagę”.
Bądź dobry dla przedmiotów!
* * *
Lamparium ma pierwszą wystawę! Zapraszam do Galerii Trzecie Oko na Kazimierzu, ul. Bocheńska 5, Kraków. Wernisaż w dniu 21.11.2019 o godz. 19.00., wystawa do 13.12.2019. Linki do informacji: link1, link2, link3.
* * *
6 komentarzy
Hanka z lasa
Oż ty prześmiewco :)
Mogłabym powiedzieć, że te pierwsze objawy pamiętam. Ale czy one na pewno były pierwsze?
Może pojawiły się, kiedy jeszcze nie znaliśmy się nawet z komentarzy pod zdjęciami, może hodowałeś je w ciemnym pokoju, żeby potem z jeszcze większą radością wyłapywać obiektywem te małe źródełka światła? I te większe też.
I żeby po latach móc zakpić z oczekiwań mistrzów :)
Rozumiem to świetnie, bo też mam objawy lekkiej obsesji, ale nie mów o tym nikomu.
Kiedy widzę łopoczące na sznurkach pranie… ciiiii… nikt nie słyszał?
Nawiasem mówiąc, polecam moją ulubioną książkę, „Taka piękna żałoba” Hrabala.
A w niej rozdział pod mało efektownym tytułem „Oświetlenie gazowe”.
I bohatera, pana Rambouska…
Na samo wspomnienie zaczynam się uśmiechać :)
Leszku, po raz kolejny dowodzisz, że tytuł bloga jest strzałem w dziesiątkę.
I że dobrze wiesz, kogo łapać na gorącym uczynku zwykłego życia.
Pozdrawiam serdecznie
Leszek Górski
Aniu, dzięki, kto jak kto, ale Ty na pewno wiesz dużo o moich początkach :). Pozdrawiam ciepło i serdecznie!
WS
Nie boisz się, że ktoś oskarży Cię o ‚wyciśnięcie’ natchnienia z resztek ? Łapę się na tym, że w kryzysie największym rozglądam się po mieszkaniu i myślę czy tu nie znajdę tematu. Wiesz co jest fajne w Twoich zdjęciach ? To, że są lekko miękkie :) Jakbym nie dotarł wieczorem do domu a obudziwszy się rano zobaczył … lampę :D.
Leszek Górski
WS, myślę, że nie wszystko musi być zawsze spektakularne, wyjątkowe, zapierające dech. Można też rozejrzeć się po normalnym życiu i normalnym otoczeniu. A temat przyszedł do mnie naturalnie, bez wysiłku czy nadmiernej napinki. Więc się jakoś „nie boję” :). Pozdrawiam!
Anna
Intrygujące, tak ożywić coś nieozywionego. świetne kompozycje. Ciekawe co by o tym powiedział G. Garcin ze względu na swoją wcześniejszą profesję :)
Leszek Górski
Dziękuję za opinię. Pan Garcin chyba sprzedawał lampy o ile dobrze pamiętam :).