(aktualizacja 9.4.2018)
Mam jedną pasję, którą do tej pory przed wami ukrywałem. Wie o tym parę mi najbliższych osób oraz kilka dalszych, które przez tę pasję są mi trochę bliższe. Chodzi o muzykę klasyczną, której konsumentem jestem od wielu, wielu lat. Jest to poważne zauroczenie, które spowodowało, że stawiam czoła dzielnie w rozmowach na ten temat takim asom jak Bogdan Frymorgen. A as to nad asy w dziedzinie słowa, fotografii i tejże muzyki. Bogdan uważa, że fotografia i muzyka są bardzo blisko siebie z wielu powodów, warto go posłuchać, kiedy mówi na ten temat.
No właśnie, a co to ma wspólnego z nowym dokumentem?
Może przed tym jeszcze jedna dygresja. Od jakiegoś czasu działa w Krakowie bardzo aktywna inicjatywa dwóch sympatycznych dziewczyn, Izy Zdziebko i Iwony Kubicy o nazwie „Stowarzyszenie Fotobzik„, które między innymi organizuje od 3 lat tzw „Projekt Przetwórnia”. W wielkim skrócie, bo więcej szczegółowych informacji tutaj: jest to rodzaj konkursu fotograficznego, gdzie organizatorki ogłaszają temat, a uczestnicy przesyłają do nich swoje zestawy prac. Zostają one w anonimowych folderach przesłane do jurora, który wybiera 10 finalistów. Finaliści spotykają się z nim na gali w obecności licznie zgromadzonej publiczności, która staje się zbiorowym świadkiem procesu wyłaniania przez jurora zwycięzców konkursu. Prace finalistów zostają pokazane na wielkim ekranie, juror przeprowadza z nimi rozmowy, często mówi też dlaczego wybrał ich prace, dokonuje ich analizy. Rozmowy są bardzo spontaniczne i przeważnie ciekawe. Bardzo sprytnie to Dziewczyny wykombinowały.
A teraz spróbuję zbliżyć do siebie tematy muzyki i fotografii. Do tej pory były 3 konkursy, 3 Mistrzów, 3 komplety laureatów. Pierwszym Mistrzem był Tomasz Gudzowaty. Klasyczna dokumentalna i reportażowa fotografia, solidna, z zasadami. Kojarzy mi się z muzyką klasyków wiedeńskich, dla uproszczenia reprezentowanych tutaj przez L. v. Beethovena. Drugim Mistrzem był Jacek Poremba. Twórca bardzo kompleksowy i często trudny do jednoznacznego przyporządkowania (zaglądnijcie do zakładki „personal” na jego stronie internetowej). Odpowiednikiem w świecie muzyki byłby Igor Strawiński, u niego można znaleźć różności, od pastiszów muzyki barokowej, przez coś, co nazywamy dziś klasyką XX wieku, po utwory atonalne i serialne w późnym okresie twórczości. Muzyka dla niektórych trudna w odbiorze, ale da się polubić. I teraz dochodzimy do ostatniej gali, która odbyła się w dniu 23 kwietnia 2015, Mistrzem-Jurorem był Rafał Milach, a tematem „Nowy Dokument„.
I teraz muszę wziąć głęboki oddech, bo temat nie jest łatwy. Bo co to jest „Nowy Dokument”? Encyklopedia mówi, że to kierunek fotografii dokumentalnej, której głównymi reprezentantami byli Diane Arbus, Garry Winogrand i Lee Friedlander. Nazwa wzięła się od wystawy „New Documents” w Museum of Modern Art w Nowym Jorku w 1967 roku. Więc żeby odróżnić temat konkursu od tego właśnie wspomnianego starego „Nowego Dokumentu”, będę go, trochę przewrotnie, nazywał tutaj „Nowym Nowym Dokumentem”. Rafał Milach próbował w czasie wstępnej wypowiedzi wyjaśnić, co to jest ten „Nowy Nowy Dokument”, i jakoś tak niezbornie mu szło. Jedyne, co zapamiętałem, to że jest to ciągle zmieniający się kierunek w fotografii, że właściwie nie warto go nawet próbować definiować, bo to i tak za chwilę się zmieni. Czyli trochę jak w czeskim filmie: nikt nic nie wie.
W związku z tym przerzućmy się na chwilę z fotografii na muzykę. Posłuchajcie tego, tego i tego. Przynajmniej przez chwilę. Czy coś z tego rozumiecie? To może inne pytanie, czy to się wam podoba? Albo jeszcze inne pytanie: gdyby ktoś ważny mówił wam, że to się mu podoba, to też mówilibyście, że to się wam podoba?
Spokojnie, nie będę zmuszał nikogo do pisemnej odpowiedzi na te pytania, łącznie zresztą z moją osobą. Bo te pytania powyżej nie są postawione właściwe. Pytanie właściwe to: co czujecie, jak tego słuchacie?
Co czujecie jak oglądacie zdjęcia nazywane „Nowym Nowym Dokumentem”? Bo to jest jak muzyka Schoenberga, Weberna, Berga. Mykietyna. Lutosławskiego. Zbyt wielkie nazwiska do tego typu fotografii? Zobaczymy za 50 lat…
Nie będę omawiał tutaj każdego finalisty, możecie sobie wszystko zobaczyć i doczytać tutaj (niestety obecnie link nieaktywny). W czasie rozmów prowadzonych między Mistrzem a Adeptami Sztuki były momenty mniej i bardziej zajmujące, zabawne, czasami trochę nudne, niespójne i niedopowiedziane. Tak 2,5 godziny. 2,5 godziny Schoenberga. Prawdziwy hard-core. Szczególnie dla mnie, chłopaka od symetrii i ładnych obrazków. Ale bardzo zajmujący. Z wielkim zaciekawieniem chłonąłem wszystko, co pokazywano i mówiono na scenie, w końcu gdzie można napawać się tak długo Schoenbergiem w jednym kawałku?
Organizatorki były w „niedoczasie”, więc od pewnego momentu poszło szybciej. Ostatnia uczestniczka (Marta Zgierska) przedstawiała swój projekt w galopie. Młodziutka dziewczyna o wyglądzie gimnazjalistki. Jakaś kulka brudnego sianka na białym stole, brudna kurtka powieszona na wieszaku na tle pustej ściany. Trudno wzbudzić w sobie zachwyt. Ale równocześnie dziewczyna zaczęła snuć swoją opowieść, związaną z tymi zdjęciami. Że miała wypadek samochodowy, który ledwo przeżyła. Że ten brud na kurtce to krew, bo miała ją na sobie w czasie wypadku. Że to sianko to jej włosy, które wypadły w czasie jakiejś powypadkowej terapii. Że do tej pory śnią jej się koszmary, szczególnie o wypadających zębach, co według senników nie wróży niczego dobrego…
I w tym momencie otworzyła mi się w głowie jakaś klapka. Nagle wszystko zrozumiałem. Tu nie chodzi o słowa. Nie chodzi o obrazy, o to co na nich jest. Tu chodzi o bezpośredni komunikat z jestestwa Twórcy do jestestwa Odbiorcy. To jest bezpośrednia fotografia wnętrza autora, jego duszy. Tak bliska i bezpośrednia, że już bardziej się nie da. Czy da się to jakoś ubrać w słowa? Raczej nie ma takiej możliwości. Z ledwością i nieporadnie da się to ubrać w obraz, o słowach zapomnijmy. Weszły mi te obrazy głęboko pod skórę, wiele z tego, co zobaczyłem tego wieczoru. Ale do tego było konieczne przykucie do fotela i pełna koncentracja. Antena ustawiona na odbiór. Aktywne poszukiwanie klucza do tych zdjęcio-zagadek. Pozbycie się jakichkolwiek myśli, wiedzy, konotacji, przesądów. Puste naczynie, powoli napełniane tymi niezbornymi, często nieestetycznymi obrazami.
To wszystko o czym piszę powyżej nie dotyczy zapewne całego nurtu nazywanego po wystawie „Nowi dokumentaliści” w warszawskim Zamku Ujazdowskim w 2006 roku „nowym dokumentem”. Dla mnie za dużo w tym nurcie mętnych miejsc. Ale jeżeli młodzi ludzie w myśl tego hasła potrafią stworzyć tak poruszające prace, to ja potrafię nawet wybaczyć niefortunne (moim zdaniem) nawiązanie do nazwy wystawy w Nowym Jorku sprzed prawie 50 lat.
Nie żałuję tego czasu spędzonego na Gali Projektu Przetwórnia. Po raz kolejny zresztą. Wielki ukłon dla Izy i Iwony za odwagę, za to, że im się chce, jak najdłużej i jak najskuteczniej, życzę. I wielki ukłon w stronę Rafała Milacha, który zafundował mi tak interesujący wieczór, dzięki któremu być może trochę lepiej zrozumiem też jego fotografię.
PS. W międzyczasie (stan na 9.4.2018) strona „Projektu Przetwórnia” przestała działać i linki stały się nieaktywne. Gdzie to było możliwe przełączyłem je na inne strony, również na projekt „Post” Marty Zgierskiej, który był pokazywany przed prawie 3 laty w Konkursie. Poza tym obserwuję pewne zmiany w mojej percepcji fotografii na przestrzeni lat i stwierdzam po ponownym przeczytaniu swojego tekstu, że dziś już tak ironicznie bym go nie napisał. Co do sposobu odbioru „trudnej fotografii”, to pozostaje on w gruncie rzeczy bez zmian, ale niewątpliwie pozycjonowanie tej „trudnej fotografii” się w czasie zmieniło. Znajduje się ona obecnie gdzie indziej. Jedno bym może inaczej sformułował a nawet zmienił, bardziej otwarcie bym przyznał, że cenię to, co robi Rafał Milach, bo to w powyższym tekście nie wybrzmiało. No i pewnie przyporządkowałbym mu jakiegoś kompozytora, ale nad tym musiałbym się dłużej zastanowić.
Ćwiczenia
Sprawdź, czy masz w sobie wrażliwość, żeby odbierać zdjęcia typu „nowy dokument”. Żeby się nimi przejąć. A potem spróbuj, czy potrafisz sfotografować swoje wnętrze przedstawiając to, co jest na zewnątrz. Tak jak napisałem powyżej, więcej słów tutaj nie pomoże, po prostu jaśniej się nie da.
Ilustracja
Musi być zdjęcie otwierające wpis, taka jest zasada. Więc jest. Zdjęcie bez tytułu. Bez słów. Bez komentarza.
Wątek dobrych zdjęć pociągnę dalej w dniu 24 czerwca 2015. Zapraszam!
3 komentarze
Darek Łęczycki
Super blog Leszku! A ten tekst to najlepszy wykład o fofgrafii, jakiego oczekiwałem
Leszek Górski
Dziękuję Darku! Pozdrawiam serdecznie.
Łukasz
Wyczytałem kiedyś w książce „Światło w fotografii. Magia i nauka”, że pod pewnymi względami fotografowie bardziej przypominają muzyków niż malarzy, rzeźbiarzy czy innych artystów sztuk plastycznych. Fotografowie wszak, podobnie jak muzycy, bardziej interesują się operowaniem energią niż materią. I to się potwierdza w praktyce :-)