Są różne sposoby wykonywania zdjęć, tak różne, jak różni są fotografowie. Na to nakładają się jeszcze konkretne warunki i sytuacje, w jakich fotograf się znalazł. Jednak niezależnie od wszystkiego nie można zapominać o tym, jak się później zrobione zdjęcia wykorzysta i zaprezentuje, albo nawet bardziej ogólnie, po co się je w ogóle robi.
Należy dbać o to, aby zainwestowany w fotografowanie czas był wykorzystany maksymalnie ekonomicznie. Myślę, że dotyczy to szczególnie profesjonalistów. Znany amerykański fotograf, współzałożyciel Agencji VII, Chris Morris określa ten problem krótką sentencją: „wycisnąć cytrynę”. W czasie pracy nigdy nie robi tylko i wyłącznie zdjęć, które są przedmiotem zlecenia albo głównym tematem. Równocześnie, jeżeli widzi coś ciekawego, też to fotografuje. Na wszelki wypadek. Na zapas.
Chris pracował na zlecenie Time magazine w Białym Domu przez dwie kadencje prezydentury Georga W. Busha . Głównie z tego czasu pochodzą zdjęcia z jego dwóch albumów „My America” i „Americans„. Zdjęcia powstały niejako przy okazji jego pracy. Zawsze szukał ciekawych motywów, rozglądał się, wykorzystywał sytuacje. Typowy przykład: Chris jest z prezydentem w limuzynie, robi mu oficjalne zdjęcie, na którym prezydent jest widoczny i rozpoznawalny. Potem robi drugie zdjęcie, gdzie twarz jest niewidoczna, ale widzimy rękę, szczegóły samochodu, to co za oknem. To drugie zdjęcie może ewentualnie znaleźć się w jego albumie, może się kiedyś do czegoś przydać. I jak widać się przydaje. Następny przykład: Chris robi sesję modową w czasie konwencji wyborczej republikanów, wprowadzając na salę modelkę i mały sztab ludzi koniecznych dla przeprowadzenia tej sesji. W podobny sposób powstała seria nazwana przez niego „Republican Convention Pop Art”, bardzo pikantny materiał. Niejako przy okazji. Chris jest niedościgłym mistrzem w „wyciskaniu cytryny”.
Mam wiele zdjęć powstałych przy okazji albo na wszelki wypadek. Może dlatego, że lubię fotografować w prawie każdych warunkach, gdzie być może inni nie widzą możliwości zrobienia dobrego zdjęcia. Często tak jednak bywa, że trudno te zdjęcia potem zebrać w jakiś jeden sensownie łączący się projekt albo jest ich zbyt mało dla nośnego, samodzielnego materiału. Stąd zrodził się pomysł inwencji dwu- i trzygłosowych.
Tytuł nawiązuje do cyklu 30 krótkich utworów na instrument klawiszowy Jana Sebastiana Bacha, w których linie melodyczne prowadzone są równolegle w 2 lub 3 głosach. Piękna muzyka, jeżeli ktoś nie zna, to zapraszam tutaj. Głosy u Bacha zawsze współgrają ze sobą, nie rywalizują. W moim pomyśle chodziło o takie dobieranie do siebie dwóch lub trzech zdjęć, żeby ze sobą grały i się uzupełniały. Żeby komplet działał lepiej niż każde z osobna. No i żeby nie mieć pokusy przeciwstawiania ich sobie, wybierania lepszych i gorszych, jak to się zdarza w większych zestawach zdjęć.
Pierwszą inwencją, którą chcę zaprezentować dzisiaj, są zdjęcia wykonane w Museum Ludwig w Kolonii w roku 2007. W tym muzeum, jak rzadko gdzie w Niemczech, obowiązuje surowo przestrzegany zakaz fotografowania. Udało mi się jednak uzyskać pisemną zgodę na wykonywanie zdjęć, którą zresztą przechowuję do dzisiaj. Może przy innej okazji opiszę w jaki sposób. W pewnym momencie przechodziliśmy (byłem tam wtedy z żoną i córką) obok wielkiego, zniszczonego i pobrudzonego lustra. Była to instalacja stworzona w 1968 roku przez Roberta Rauschenberga pod tytułem Soundings. W chwili tupnięcia lub klaśnięcia za lustrem na moment zapala się światło, które oświetla zgromadzone tam stare krzesła. Zacząłem ten efekt fotografować, umieszczając w kadrze oprócz siebie również żonę oraz tupiącą i klaszczącą córkę.
Drugi zestaw to inwencja dwugłosowa, którą potem szczęśliwie udało mi się przekształcić w trzygłosową, nosi tytuł „Czerwona ściana”. Zdjęcia powstały w czasie wizyty na targach w Kolonii w roku 2007. Zaintrygował mnie mały szczegół wyłowiony wśród wielu targowych atrakcji, czyli zestawienie czerwonej ściany stoiska targowego z zielonym kablem lampy oraz białym niepozornym stołkiem. Do tego doszedł „element ludzki”, który szczęśliwie pokazał się w kadrze. Przez parę lat używałem tylko dwóch zdjęć, tych z nogami w jeansowych spodniach. Kiedyś jednak przeglądnąłem wcześniej odrzucone zdjęcia, których na szczęście nie skasowałem. I znalazłem trzecie do kompletu. Jest to dowód na to, że nie należy pochopnie kasować zdjęć, bo mogą się jeszcze kiedyś przydać.
Na zdjęcie z zielonym kabelkiem zwrócił uwagę kiedyś Tomasz Tomaszewski. Jeżeli ktoś nie zna serii „Okiem Mistrza” Magazynu Pokochaj Fotografie, to zapraszam na odcinek nr 2 o moich zdjęciach, link tutaj.
Na koncepcji inwencji dwu- i trzygłosowych oparta była moja wystawa z 2014 roku, która odbyła się w Galerii Andel’s Art Hotelu Andel’s w Krakowie. Małe zestawy dwóch lub trzech zdjęć łączących się płynnie ze sobą. O tej wystawie można przeczytać tutaj. I miałem ten zaszczyt, że odwiedził ją również Chris Morris, na pamiątkę czego powstała poniższa fotografia. Tylko jedna, ale bardzo dla mnie cenna.
Leave a reply