Berlin, wtedy jeszcze wschodni, był pierwszym dużym zagranicznym miastem, które w życiu odwiedziłem. Pamiętam lato roku 1973, X Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów, ulice pełne kolorowych osób, cały świat przyjechał wtedy do Berlina – Stolicy NRD, jak wtedy się Berlin Wschodni oficjalnie nazywał. Afrykańczycy wzbudzali największe zainteresowanie, chyba wtedy pierwszy raz zobaczyłem na żywo czarnego człowieka. Nie, nie byłem uczestnikiem, po prostu przyjechaliśmy tam wtedy z rodzicami i tak się złożyło.
Nad miastem górowała już od kilku lat piękna wieża telewizyjna, duma DDR-u, widoczna z daleka, oczywiście też z Berlina Zachodniego. Świat demoludów był wtedy w znakomitej formie i prężył muskuły. Były to czasy wczesnego Gierka spod hasła „Aby Polska rosła w siłę a ludzie żyli dostatniej”. Rok później Orły Górskiego zdobyły 3 miejsce na Mistrzostwach Świata w piłce nożnej w NRF, którą od wtedy zaczęliśmy nazywać RFN. Właściwie nawet nie wiem dlaczego. Do dziś wiele osób z sentymentem wspomina te czasy. Dla mnie czasy nieświadomego dzieciństwa i wczesnej młodości.
Zdjęcia? Robił wtedy mój Ojciec, jego archiwum czeka na zeskanowanie, kiedyś na pewno dotrę do tych jego zdjęć z Berlina. A moje pierwsze to pewnie z lata 1995, kiedy to artysta Christo opakował Reichstag w srebrnoszarą tkaninę. Było to wtedy wielkie wydarzenie. Zdjęcia też czekają w kolejce do skanera.
Od tego czasu byłem w Berlinie wielokrotnie. Uwielbiam tam fotografować. Wiele moich zdjęć z kolekcji pejzaży miejskich powstało właśnie tam. Zawsze z Berlina udaje mi się przywieźć coś ciekawego. Więc pewnie będzie więcej „Pocztówek z Berlina” na moim blogu.
Zacznę od zdjęć z zimy tego roku. Wtedy po raz pierwszy postanowiłem, że zrobię to zupełnie inaczej, niż do tej pory. Czyli bardziej skoncentruję się na Berlińczykach, trochę dokładniej się im przyjrzę. Bo do tej pory moje zdjęcia z Berlina były prawie bezludne. Na całe przedsięwzięcie miałem jeden dzień. Oczywiście przy okazji planowałem odwiedzenie kilku galerii fotografii z zawsze ciekawymi wystawami. A poruszałem się po mieście metrem i szybką koleją, jest to tam bardzo efektywny sposób podróżowania. Zapraszam!
Na małym placyku w pobliżu dworca Berlin Ostbahnhof natknąłem się na budkę, gdzie można było kupić rosyjskie pierogi. Sprzedawał je tam starszy pan, mówiący po niemiecku dość słabo, ale od czego moje 11 lat nauki rosyjskiego. Wdaliśmy się więc w rozmowę, która przeszła na dość niezwykłe tory po tym, jak się dowiedział, że jestem z Polski. Oczy mu rozbłysły i wylał na mnie swój żal na nieudane życie. To znaczy nieudane teraz, bo kiedyś było super. Jakoś tak my te dwa słowiańskie narody, oprócz po wieki łączących nas pierogów i barszczu, mamy jeszcze coś, co nas łączy: zawsze jest nam źle. Ale mój rozmówca faktycznie miał powody do rozczarowania. Był rosyjskim inżynierem przez całe życie mieszkającym i pracującym szczęśliwie w Rydze. No i jak przyszedł ten nieszczęsny Gorbaczow, to wszystko popsuł. Wszystko się rozleciało, jego szczęśliwe życie też. I teraz na starość musi sprzedawać pierogi w Berlinie. Wcale mu się to nie podobało. A my Polacy, to też nie jesteśmy lepsi, też sporo przeskrobaliśmy. Też się dołożyliśmy do rozwalenia tego nie istniejącego już szczęścia. Pogroził mi palcem, poczułem się jak uczniak przyłapany na jakimś niecnym czynie typu pociągnięcie koleżanki za warkocz. Jakoś nie wpadłem wtedy na to, żeby go pocieszyć faktem, że nasz kraj też jest w ruinie, jeszcze wtedy sobie tego tak dokładnie nie uświadamiałem. Pewnie by mu to dobrze zrobiło. Jak następnym razem będę w Berlinie, pewnie mu o tym jeszcze powiem.
Tym razem nie byłem w żadnym z miejsc, które tradycyjnie odwiedzałem. Na zdjęciach nie ma Bramy Brandenburskiej, Reichstagu, dzielnicy rządowej, Potsdamer Platz. Przez to Berlin pokazany w tym zestawie jest zupełnie inny, niż u mnie to było w zwyczaju. Czy bardziej prawdziwy? Być może, bo miasto to też ludzie a nie tylko charakterystyczne budynki, ulice albo pomniki. Jednakże podobne zdjęcia można by zrobić w różnych miastach, ludzie i zaplecza mało się od siebie różnią, zdjęcia zyskują więc pewien walor uniwersalności. Więc jest to bardziej opowieść o ludziach, w drugiej dopiero kolejności o Berlinie i Berlińczykach. I być może dowód na to, że pod pewnymi względami osiągnęliśmy już dość wysoki poziom integracji europejskiej ;).
4 komentarze
Lin
Tez tam byłem w 73! Faktycznie pamiętne czasy i atmosfera. Jako indywidualny uczestnik miałem zapewniony nocleg po 1 marce za noc, a całodzienne wyżywienie dostałem od dziewcząt z FDJ obsługujących festiwal. Podarowały mi nawet 4 czy 5 takich zestawów żywieniowych, więc mogłem się nimi podzielić z właśnie poznanymi kolegami z Węgier. Ponieważ podróże srodkami lokomocji miejskiej były wtedy za darmo, więc całe 10 dni pobytu kosztowały mnie śmieszne grosze. Pamiętam też zażarte dyskusje polityczne, podchmieloną mocno młodzież i sporo ćpunów. Na samej górze jednej z fontann jakaś para oddawała się miłości… Życie było w tych dniach proste, doba zaczynała się koło 15:00, kończyła się koło 6:00 rano. Kiedy jakieś fotki z tamtego okresu? Byłyby z pewnością interesujące…
Leszek Górski
Dzięki za komentarz, jest to dowód na to, że sobie tego 73 nie wymyśliłem ;). Zdjęć nie mam żadnych, wtedy natomiast robił mój Ojciec. Więc może powinienem sięgnąć kiedyś po jego archiwum? Pewnie byłoby warto. Zobaczymy, wszystko przed nami…
Jerzy Zurek
Byłem na tym festiwalu mialem 21 lat
Leszek Górski
Jeszcze jeden dowód na istnienie :) Dzięki!