Właśnie skończyłem czytać tę książkę. Piszę więc na świeżo, póki wszystko jeszcze gorące, póki ciepło w sercu. Bo jest to książka pisana sercem, odsłoniętymi nerwami, miejscami zdartą do kości raną.
Zacznę jednak od chłodnej konstatacji. Moją pierwszą refleksją już po kilku pierwszych rozdziałach była myśl o pewnych podobieństwach opisywanego przez autora świata do wcześniejszych moich lektur, niektórych sprzed wielu lat. No więc na pewno Hrabal z jego przewijającymi się przez całą twórczość wspomnieniami z dzieciństwa w Nymburku, czyli słodko gorzkie wspomnienia z wczesnych lat. No i Frank McCourt, „Prochy Angeli”, o irlandzkim dorastaniu w mieście o dźwięcznej nazwie Limerick, gdzie życie małego Franka raczej nie dało się opisać dowcipnymi limerykami. Może porównania trochę na wyrost, ale w przypadku książki Bogdana Frymorgena, bo o jego debiucie prozatorskim tutaj będzie mowa, mam ten przywilej, że znam osobiście autora, a akurat takie znajomości bardzo sobie cenię. Znać autora i jego książki to gratka niebywała, bo to co się czyta można skonfrontować z żywym człowiekiem. Książka daje wgląd we wnętrze autora, nieważne jak bardzo by się on za swoimi słowami ukrywał. A tutaj dodatkowo mamy wszystko jak na dłoni, życie i świat Bogdana Frymorgena. Odkryte, ale tylko pozornie.
Towarzyszymy autorowi w jego drodze życiowej od wczesnego dzieciństwa. Jest to los naznaczony chorobą ojca, depresją maniakalną, zwaną również chorobą afektywną dwubiegunową. Autor opisuje wydarzenia, analizując je umysłem dorosłego człowieka, jest sędzią surowym acz litościwym. Będąc ojcem dorosłych synów, a jak wieść niesie nawet już dziadkiem, patrzy na świat swojej przeszłości wczuwając się w role swoich rodziców, dziadków, brata, sąsiadów, kolegów ze szkoły, nauczycieli i, to jest dość mocno w narracji podkreślone, kościoła i księży. Widzimy świat, przekładając na dzisiejsze standardy, nieprzyjazny a nawet chwilami okrutny, ale z drugiej strony pełen ciepła i miłości. Świat dla współczesnych młodych ludzi egzotyczny i pewnie w sporej części niezrozumiały.
Jesteśmy z Bogdanem Frymorgenem prawie rówieśnikami, wyrastaliśmy obaj w małomiasteczkowych prowincjonalnych środowiskach, część doświadczeń życiowych mamy bardzo podobnych. Na szczęście dla mnie tylko część, bo nie dotknęły mnie egzystencjalne traumy, o których pisze autor. Mimo tego doskonale rozumiem klimat tamtego świata, pamiętam jego zapach, potrafię wczuć się w sytuację tego trochę innego chłopca, który w końcowym efekcie pokonał wszystkie trudności życiowe, jest człowiekiem radosnym, z otwartą przyłbicą patrzącym w swoją przeszłość i przyszłość. Dlatego czytam tę książkę w sporej części jako opowieść również o moim doświadczeniu życiowym. Wymieniane w tekście nazwiska różnych autorów czy kompozytorów, tytuły utworów, nazwy grup muzycznych czy różnego rodzaju produktów spożywczych łącznie z alkoholami, łączą się w mojej głowie z konkretnymi dźwiękami, słowami, smakami i zapachami. Nie muszę niczego sprawdzać w Wikipedii, żeby wiedzieć o co chodzi. To jest naprawdę wielki luksus i przyjemność. I pewnie nie tylko ja jeden jestem w stanie tak odczytywać tę książkę, bo mówi ona o doświadczeniu sporej części naszego pokolenia.
Bogdan Frymorgen jest również fotografem, jego dotychczasowe publikacje, a jest ich już kilka, to książki fotograficzne. I o fotografii jest w jego nowej książce sporo. O jego metodzie fotografowania z zamkniętymi oczami, bo wtedy jest w stanie lepiej przeżyć podniosłą chwilę narodzin zdjęcia. O tym że fotografia to dla niego część życia, czasami trochę zaniedbywana, ale zawsze obecna. Pewnie przez to bardzo fotograficzna jest konstrukcja tej nowej książki.
Widzimy wiele pojedynczych obrazów w formie krótkich rozdziałów. To jak zdjęcia w albumie rodzinnym pokazujące te same osoby w coraz to nowych układach kompozycji, światła, przysłony i czasu. Często światło wali fleszem prosto w oczy, kiedy indziej jest łagodne i litościwie miękkie. Głębia ostrości od najbliższego elementu kadru aż po sam horyzont. Albo wydobycie jakiegoś szczegółu z małej przestrzeni ostrości. Gra czasem naświetlania ukazującym jeden krótki moment albo narracja przebiegająca przez lata.
Jednak główne postaci opowieści, jak na przykład ojciec autora, zostały sfotografowane zupełnie inną, bardziej skomplikowaną metodą; metodą mikrobłysków pamięci. Frymorgen ukazuje nam ojca wielokrotnie jakby na nowo, a dopiero po tym wielokrotnym naświetleniu rozpoznajemy jego pełen obraz, dodając sobie kawałek po kawałku. Tak jak kawałek po kawałku dodajemy do siebie okruchy, żeby uzyskać obraz życia autora, w którym akcenty porozrzucał los, a on tylko w niektórych miejscach rzucił na to trochę światła.
Ostatnie rozdziały to jakby podsumowanie stanu na dzisiaj. Kim jest Bogdan Frymorgen we własnym mniemaniu, czym jest jego życie, w którym miejscu stoi, co jest dla niego ważne. Tekst pisany prozą, ale bardzo poetycki, pełen dygresji i wymagający skupienia, jeżeli nie chce się zgubić narracji. Autor zastanawia się na przykład, kim będzie w pamięci przyszłych pokoleń. Tutaj cytat: „ Ciekawe, jakim mnie zapamiętają. Bardzo możliwe, że złożą mnie z klocków, o których istnieniu nie mam pojęcia. To nie będą jakieś wielkie pomniki, raczej ulotne chwile. Zachowane zostaną słowa i uczynki, te dobre i złe, żeby było sprawiedliwie”.
Bogdanie, takie teksty pisze się na łożu śmierci, tak jak Mozart pisał swoje Requiem. Myślę, że trochę się pośpieszyłeś. Życzę Ci jeszcze wielu lat i następnych tomów wspomnień, w którym zagoszczą na przykład Twoje wnuki. Bo pierwszy tom to na razie tylko „Okruchy większej całości”. A w tych następnych tomach z największą przyjemnością spróbuję ponownie się odnaleźć. Tak więc czekam!
Bogdan Frymorgen (1962) – kurator i wydawca, autor albumów fotograficznych i wystaw, studiował anglistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Przez dwadzieścia cztery lata pracował dla Serwisu Światowego BBC. Mieszka w Londynie, jest korespondentem radia RMF FM. Współpracuje z wieloma instytucjami kulturalnymi w Polsce. Członek Okręgu Górskiego Związku Polskich Artystów Fotografików i rady nadzorczej Żydowskiego Muzeum Galicja w Krakowie.
„Okruchy większej całości”, Bogdan Frymorgen, Wydawnictwo Austeria, Kraków Budapeszt Syrakuzy 2021. Link tutaj.
Zdjęcia rodziców i małego Bogdana: archiwum rodzinne Frymorgenów. Pozostałe zdjęcia autorstwa Bogdana Frymorgena.
Leave a reply